
Na początku września 2009 r. ukazała się kolejna szósta książka Kazimierza Kiljana - tomik wierszy zt. Bramy czasu.
Miłośnicy słowa wiązanego znajdą na jego stronach wiele lekkich, lirycznych i refleksyjnych utworów, które z przypisaną autorowi wrażliwością przenoszą czytelnika w inny, lepszy świat. Mieszkańcy Lubania i okolic będą mieli okazję po raz kolejny odkryć wiele akcentów i odniesień do ziemi, na której żyje i tworzy autor książki.
Wiele utworów traktuje również o duchowej stronie życia, o Bogu i przemijaniu. Przy czym autor z rozmysłem nie używa wielkich, nabożnych słów. Wręcz przeciwnie, posługując się prostym językiem, metaforami, sprowadzając relacje człowieka z Bogiem do szczerych, zatroskanych rozmów-modlitw. Na ile mu się to udało… pokaże wnikliwa lektura książki.
Nr ISBN 978-83-925164-3-9
- - -
Zamiast pacierza
Przyjmij Panie
ten niedzielny wiersz
zamiast modlitwy
wysłuchaj słów usnutych
z porannej mgły
przy wtórze rzewnych dzwonów
przypominających o pacierzu
nagromadziło się tak wiele spraw
które pragnę zmienić
nie chcę dłużej godzić się
na życie
w którym wyznaczono mi
pozycję biernego świadka
nie chcę odgrywać roli
próżnego egoisty
sytego stanem posiadania
przebudzony instynkt każe mi
pójść inną drogą
choćby najbardziej wyboistą
tam gdzie
rozkwita najprawdziwsza miłość
w szczerym spojrzeniu
mieszka bezinteresowna przyjaźń
a życzliwy uśmiech
jest firmowym daniem dnia
nie targowałem się
pamiętałem o srebrnikach
teraz Chrystus mieszka w moim domu
już mniej bolesny
choć nadal ukrzyżowany…
(*) Znak czasów (Ew. wg Mat., 16, 3-4)
Na rubieżach
Stary kościółek
pamiętający rody Piastów
wyłania się z porannej mgły
niczym arka
zakotwiczona na rubieżach
sędziwa wieża z przechyloną kopułą
ograbiona z dzwonów
od lat nie zwołuje wiernych
na modlitwę
sterczące ku niebu mury
wykonane z niekształtnych
łupków skalnych
pozbawione czapy dachu
modlą się w samotności
niczym gorliwy pokutnik
prezbiterium tęskni
za starym ołtarzem
który zdobi dziś inne wnętrza
z dumnej niegdyś ambony
nikt nie głosi Słowa
spragniona chrzcielnica
prosi o łyk święconej wody
w cieniu świątyni
mogiły dawnych parafian
których imiona wykuto
w ich ojczystych językach
nie zawsze zrozumiałych
dla potomnych
Lubań
Dziwne to uczucie dziwna miłość
mimo upływu lat pełniejsza dojrzalsza
bogatsza o każdy kolejny rok
przeżyty w jego objęciach
już na pierwszym spotkaniu
zachwyciło mnie dostojną wieżą
wyciosaną z bazaltowej skały
starym spichlerzem pachnącym
kupieckimi mecyjami
ratuszem okaleczonym
halabardą czasu i gwałtu
heroicznym murem
przez wieki chroniącym zlęknionych
sędziwymi kamieniczkami
kryjącymi tajemnice
niegdysiejszych mieszkańców
ich smutki i radości
w jego wąskich uliczkach
odnalazłem ujmującą ciszę
kojący chłód w upalne lato
schronienie przed zimową zawieruchą
w kinie Wawel odkryłem czar
celuloidowej krainy snów
w magicznym sklepiku na Brackiej
kupowałem pocztówkowe płyty
na Spółdzielczej zacny mistrz
zrobił mi pierwszą fotografię
w cukierni przy Ratuszu
poznałem smak lubańskich kremówek
w siermiężnej Polonii
nasiąkniętej wonią piwa i uryny
świętowałem pierwsze sukcesy
nie ma już tamtych miejsc
budynków przygarbionych pod ciężarem lat
ludzi z którymi dzieliłem
roześmianą codzienność
eterycznych chwil przepojonych
czarem nastoletnich uniesień
w ich miejsce pojawiły się
nowe place ulice skwery
kamienice niczym czekoladki
z wedlowskiej bomboniery
leciwe budowle odzyskały dawny blask
cieszą oczy pastelowymi fasadami
brukowanymi uliczkami spacerują
pogodni ludzie
jak dawniej rozdają szczere uśmiechy
i choć brakuje mi
marchwiowego soku z baraku na Wąskiej
peweksu kuszącego dobrobytem
galerii na Tkackiej
szumu bawełnianych maszyn
kolejarskiego zapachu smaru i oliwy
z radością budzę się każdego poranka
bo wiem że znowu spotkam
pogodnych sąsiadów
uśmiechniętego Antka rozwożącego
na rowerze swój tajemny świat
smakoszy taniej okowity
pełniących pod Basztą codzienną wartę
zawsze uśmiechniętą Marysię
ze sklepu z drobiazgami
w czas południa
wstąpię na swojskie pierogi
pichcone w barze pani Teresy
u schyłku dnia
odwiedzę swoich najbliższych
którzy uraczą mnie
filiżanką dobrej nowiny
Zapomniane stacyjki
Małe stacyjki
opuszczone przystanki
na zamkniętych szlakach
od lat nie goszczą podróżnych
w nieczynnych kasach
nikt już nie sprzedaje
tekturowych biletów
nawet na najkrótszy przejazd
w kaflowych piecach
ogrzewających niegdyś
przytulne poczekalnie
zadomowiły się polne myszy
które nie wybierają się do nikąd
na pustych peronach
porośniętych chaszczami
nikt już nikogo nie żegna
nie czeka na przyjazd gości
w gąszczu traw odpoczywa
umęczone torowisko
wspomina czasy świetności
posapujące parowozy
które przystawały na chwilę
aby złapać oddech
gwar zabieganych pasażerów
zawołania konduktora
dyscyplinującego opieszałych
radosny śpiew kolonistów
nieubłagany wiatr przemian
gasi w nas resztki
dopalających się wspomnień