
„Zagubieni w czasie”
to powieść o miłości i samotności, której fabuła osadzona została w nierzeczywistych realiach współczesności. Jej bohaterem jest samotny mężczyzna poszukujący najpiękniejszego z uczuć – miłości.
ISBN 978-83-925164-4-6
Fragment powieści...
....Obudziłem się – jak co dzień – w swoim pokoju, do którego zaglądało poranne słońce. Zegar wskazywał godzinę dziewiątą dwadzieścia.
– Ale sobie dzisiaj pospałem – skwitowałem na głos swoje lenistwo. – Czas wstawać.
Zanim to uczyniłem, przypomniałem sobie dzisiejszy sen. Co to było? – zastanawiałem się. Skąd się to wszystko wzięło w mojej głowie. Niektórzy twierdzą, że sny są odzwierciedleniem przeżyć doznawanych na jawie. Tymczasem nic takiego nie miało przecież miejsca.
Próba analizy nocnych mar sprawiła, że nieprzyjemny dreszcz przeszył moje ciało od stóp do głowy.
– No, pora wstawać, mój drogi – rzuciłem i poczłapałem do łazienki.
Poranna toaleta zajęła mi nieco więcej czasu, niż potrzebuję zwykle na doprowadzenie siebie do stanu cywilizacyjnej używalności. Powodem był brak prądu. Wszystkie czynności wykonywałem w półmroku, przy otwartych drzwiach łazienki.
Kończąc golenie uświadomiłem sobie panującą wokół mnie ciszę. Przez uchylone okna nie słyszałem nawet ptasich treli, które od pewnego czasu uprzyjemniały wiosenne poranki. Polewając się obficie płynem po goleniu wyszedłem na balkon, by spojrzeć na pobliskie ogródki działkowe.
– Ależ piękny widok – powiedziałem z zachwytem, patrząc na obsypane kwiatami drzewa owocowe. – Muszę zrobić kilka zdjęć. To trzeba koniecznie utrwalić.
W tym samym momencie dotarło do mojej świadomości zaskakujące spostrzeżenie. Na dworze rzeczywiście nie było słychać śpiewu ptaków.
Co je tak uciszyło? – pomyślałem ze zdziwieniem. Rozejrzałem się po osiedlu, spojrzałem w niebo… Nigdzie nie widziałem skrzydlatych stworzeń.
Moja kolejna obserwacja była jeszcze bardziej intrygująca, choć nie do końca rozumiałem, co mogła oznaczać. Na zewnątrz, jak okiem sięgnąć, nie zauważyłem ani jednego człowieka. Nie było również kręcących się zwykle wokół śmietnika bezpańskich psów.
– Co u licha? – zastanawiałem się głośno. – Dlaczego tu tak pusto?
Znikąd nie dochodziły nawet najmniejsze dźwięki, nie było słychać odgłosów radia lub telewizora. Tak zwykle bywało w wolne od pracy dni.
Wróciłem do pokoju, by spojrzeć na zegarek. Była dziewiąta czterdzieści pięć. Wprawdzie dzisiaj sobota i ludzie w taki dzień lubią sobie pospać dłużej, niemniej... – rozważałem w myślach.
W pośpiechu włożyłem buty i wybiegłem na ulicę. Rozejrzałem się i spostrzegłem, że wszystko co mnie otacza – zaparkowane samochody, ławki, trawa, drzewa... pokrywa cienka warstwa siwego pyłu. Jak w mieszkaniu, które nie było sprzątane od dłuższego czasu. Dziwne – pomyślałem.
Ludzi nadal nigdzie nie widziałem.
Postanowiłem pójść w kierunku osiedlowego sklepu z nadzieją, że może tam kogoś spotkam. Niestety, w zasięgu mojego wzroku nie było żywej duszy.
– To chyba jakiś żart, albo po prostu śnię – rzuciłem rozkładając bezradnie ręce. – Muszę się uszczypnąć.
W jednej chwili przyszedł mi na myśl film, pokazywany w telewizji przy okazji każdych świąt, którego tytułowy bohater obudził się w pustym mieszkaniu. Czyżby i mi przytrafiło się coś podobnego?
Zdezorientowany wróciłem do domu. Włączyłem telewizor w nadziei, że czegoś się dowiem. Niestety, nie było prądu. Pobiegłem do kuchni, gdzie stało radio na baterie. Po jego uruchomieniu w głośniku dał się słyszeć jedynie szum. Kręciłem gałką potencjometru raz w jedną, raz w drugą stronę skali, ale bez rezultatu. Żadnego ludzkiego głosu czy muzyki.
Przez chwilę stałem w milczeniu.
Gaz – pomyślałem. Sprawdzę, czy jest gaz? Odkręciłem kurek i… z uczuciem ulgi usłyszałem charakterystyczny syk pod palnikiem.
Co się dzieje? – ta myśl nie opuszczała mnie ani na krok.
Postanowiłem pójść do sąsiadów. Zapukałem do drzwi naprzeciwko i z bijącym sercem czekałem na efekt. Cisza. Po chwili powtórzyłem pukanie, tym razem z nieco większą siłą. To także nie przyniosło skutku. Pobiegłem więc piętro wyżej, gdzie podjąłem kolejną próbę. Dalej nic. Zmówili się wszyscy, czy co – pomyślałem.
Odwiedziłem jeszcze kilkanaście innych mieszkań, ale bez rezultatu. Wszystko wskazywało na to, że w bloku jestem zupełnie sam. Na myśl o tym przeszył mnie zimny dreszcz.
Wróciłem do siebie, usiadłem w fotelu, by raz jeszcze przeanalizować całą sytuację. Prawdę mówiąc nic racjonalnego nie przychodziło mi do głowy. Nie znajdowałem żadnego sensownego wytłumaczenia. Strasznie chciałem, aby to był tylko sen. Podświadomie broniłem się przed myślą, że to, co mnie spotkało, jest jawą.